Są chleby, które powstają z przepisu, i są takie, które rodzą się z ciekawości. Ten należy do drugiej kategorii. Najpierw zrobiłem zakwas kukurydziany, a potem postanowiłem pójść krok dalej i połączyć go z gotowaną kukurydzą. Tak powstał bochenek o słodkawym miękiszu i chrupiącej skórce – zupełnie inny niż klasyczny chleb na zakwasie.
Kiedy eksperyment z > ZAKWASEM KUKURYDZIANYM < się udał, nie mogłem poprzestać na samym fermentującym słoiku. Postanowiłem pójść za ciosem i sprawdzić, jak taki zakwas zachowa się w piecu. Do ciasta dodałem nie tylko część mąki kukurydzianej, ale także ziarna ugotowanej kukurydzy. Efekt przerósł moje oczekiwania.
Bochenek wyszedł lekki, o miękiszu delikatnym i lekko wilgotnym, z pięknym żółtawym odcieniem. W smaku był subtelnie słodkawy, z wyraźnym kukurydzianym akcentem, który różnił się od wszystkiego, co do tej pory piekłem na klasycznym zakwasie. Skórka za to trzymała fason – chrupiąca, rumiana, stanowiła świetny kontrast dla miękkiego wnętrza.
Ten chleb pokazał mi, że inspiracji do pieczenia naprawdę nie trzeba szukać daleko. Czasami wystarczy spojrzeć na sezonowe warzywo i pozwolić mu wejść do piekarni. Kukurydza wniosła do ciasta swoją naturalną słodycz, a zakwas z jej ziaren dodał fermentacyjnego charakteru, którego nie da się podrobić żadnym dodatkiem.
Przy takim chlebie warto pamiętać, że mąka kukurydziana nie zawiera glutenu, dlatego najlepiej traktować ją jako dodatek do pszennej bazy. Sama nie utrzyma struktury bochenka. Ziarna kukurydzy też trzeba dozować rozsądnie – jeśli dodamy ich za dużo, ciasto stanie się zbyt ciężkie i rozluźnione, co utrudni formowanie i pieczenie.
Chleb kukurydziano–kukurydziany to dla mnie smakowa niespodzianka i dowód na to, że pieczenie chleba to nie tylko powtarzanie sprawdzonych receptur, ale także improwizacja i radość odkrywania. W tym bochenku jest chrupkość, jest naturalna słodycz i jest coś jeszcze – ta piekarska ciekawość, dzięki której zwykła kolba kukurydzy zamieniła się w chlebową opowieść.